#EPIZODY: cz02

cz02

zasady
-----------------------------------------------------------------------------------
Kamila zaproponowała kolejne dwa zdania i zdobyła dla swojej propozycji (dość podejrzane*) poparcie:
"Jako szef tajnej organizacji, musiałem zacząć działać. Niczym superbohater wyskoczyłem przez okno i w locie łapałem spadające gwiazdy."
-----------------------------------------------------------------------------------
wcześniej


- Jako szef tajnej organizacji, musiałem zacząć działać. Niczym superbohater wyskoczyłem przez okno i w locie łapałem spadające gwiazdy.
- Słucham?
- Jako szef tajnej organizacji, musiałem zacząć działać! Niczym superbohater wyskoczyłem przez okno i w locie łapałem spadające gwiazdy! - powtórzył stojący koło mnie kolejny, tym razem obdarty, brodaty kandydat do roli "zwalistej czarnoskórej kelnerki".
- Stop! - wrzasnął reżyser. - Panie kolego, panu to się teksty przypadkiem nie pomyliły?
Kandydat spojrzał na mnie znacząco, choć kompletnie nie miałem pojęcia, co to spojrzenie miało niby znaczyć. 
- Syk, syk, to ja! - syknął. Teraz ja wybałuszyłem oczy na niego.
- Co?
- Panie, zejdź pan ze sceny, tu się pracuje! - reżyser podniósł się na całe swoje mizerne metr dwadzieścia i zaczął wymachiwać kartkami scenopisu. Wyglądał jak targany wiatrem ośnieżony krzew osiki*
- i10! To ja! - szepnął obdartus. - Czekasz właśnie na mnie, musimy pogadać. Za piętnaście minut w łazience, przyjdź sam. - odwrócił się do reżysera i podniósł rękę - Pomyliłem przesłuchania, się pan nie gniewa! - i poszedł.

Piętnaście minut później stałem przed drzwiami oznaczonymi specjalnym, obecnie wymaganym przez prawo znakiem "dla osób z siusiakami". Przez ostatnie czternaście lat wiele zmieniło się w obyczajowości, udało się poustalać pewne rzeczy z mniejszościami*, ale patrząc na oznaczenie nie byłem przekonany, że są to zmiany na lepsze. Wszedłem do środka.
Obdartus był w środku i wykonywał to, co zwykle ludzie wykonywali w takich miejscach. Pozbywał się zarostu. Inaczej niż wspomnieni przed momentem ludzie robił to przy pomocy rozpuszczalnika, zarost bowiem miał fałszywy i do twarzy przyklejony.
- Na butapren - powiedział. - Inaczej cholerstwo potrafi odlepić się w najmniej spodziewanym momencie. Raz na Księżycu - wyszarpał kawałek wąsa, nie mogłem na to patrzeć - w samym środku akcji broda wpadła mi do zupy. Musiałem zmyślić egzotyczną chorobę powodującą samoistne odpadanie brody, człowieku, co ja się wtedy napociłem. - Kontynuował odrywanie owłosienia i wrzucanie go kawałek po kawałeczku do łazienkowego dezintegratora, który jak wszystkie miejskie dezintegratory przerabiał śmieci na energię. I jak to z tanimi miejskimi modelami bywa była to prawie wyłącznie energia akustyczna. Po każdej znikającej w gardzieli urządzenia kępce sztucznej brody ze środka wydobywał się krótki, zdecydowany dźwięk startującego odrzutowca. Modele domowe wyposażone były w system tłumików, to był model publiczny.
Po chwili obdartus stanął przede mną bez brody, z pyskiem przozdobionym odstającymi gdzieniegdzie skrawkami butaprenu. Domyślałem się, jaką egzotyczną chorobą wyłgał się na Księżycu, ale ciągle nie miałem pojęcia, kim on do cholery jest?
- Nie wiesz, kim jestem, hę?
- Nie. Nie wiem.
- Niedobrze - podrapał się po butaprenie - a myślisz, że gdzie jesteś?
Rozejrzałem się.
- W kiblu.
- No tak, ale chodziło mi o wiesz, szerzej - pokazał rękami o jakie szerzej mu chodziło.
- Że w tym, no... - zawahałem się jakiej nazwy użyć - ...teatrze? - Następny teatr do jakiego pójdę w zemście za taką obrazę się pewnie na mnie zawali.
Rozszerzył ręce i rozcapierzył palce, dając do zrozumienia, że moja odpowiedź nadal jest niewystarczająco szeroka.
- Na Ziemi?
- No właśnie nie. i10, posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Nie jesteśmy na Ziemi. To pierwsza bardzo ważna rzecz, z dwóch bardzo ważnych rzeczy jakie muszę ci przekazać, a druga...
Tu przerwał*, ponieważ  do pomieszczenia weszła sprzątaczka z wiadrem. Z wiadra wyjęła szmatę i butelkę płynu, postawiła je na umywalce, następnie spod fartucha wyjęła harpun, strzeliła obdartusowi w pierś i wyszła.
Upadając na ułożone w warcabownicę kafelki obdartus przyciągnął mnie do siebie, na jego ustach pojawiła się krwawa piana.
- Przepraszam za tę krwawą pianę - powiedział - mamy mało czasu. i10, wykasowano ci pamięć. W kieszeni moich spodni jest kartka, wyjmij ją.
Zacząłem grzebać przy jego kieszeni.
- Nie w tej - zacharczał obdartus.
- W tej też nie - dodał po chwili.
- i10, wygłupiam się, tak naprawdę kartka jest w kieszeni kurtki - powiedział po kolejnych kilkunastu sekundach i umarł.
Rozpiąłem kurtkę i w wewnętrznej kieszeni znalazłem kartkę złożoną na cztery. 



Rozpostarłem ją na głupio uśmiechniętej twarzy martwego obdartusa i odczytałem napis*.



Copyright © By i10 · Powered By Blogger · Helpful Spirit RedFoX

XXXXX