Dla uwiarygodnienia mojego bezczelnego kłamstwa podparłem je specjalnie spreparowaną stroną internetową.
Ta strona ma termin ważności.
Krótki.
A później przestanie działać.
Poza tym nie wszyscy mają Fejsbuka...
A ci co mają - nie wszyscy lubią fanpejcz...
Dlatego pożyczyłem od sąsiada bardzo szeroki monitor, postawiłem go na stole w poprzek wyjąłem aparat i zrobiłem zrzut ekranu.
Oto on:
Jak widać rozjechała się pogoda i zrobiłem kilka literówek. Czyli poznać, że ściema.
Spostrzegawczy Czytelnik zauważy, że została przerobiona więcej niż jedna informacja!
Ile konkretnie... właściwie to nie pamiętam, można próbować zgadnąć w komentarzach, ale nie wiem, czy warto, bo ta strona w oficjalnej wersji nie za bardzo różni się od przerobionej.
W ramach zadośćuczynienia wszystkim, którym informacja o blogu Monisi podniosła ciśnienie (a informacja, że to był kit wcale go nie obniżyła) przedstawiam wykorzystane w "żarcie" zdjęcie (niestety twarz Monisi zasłania przyklejona do nosa i pomalowana na czarno płyta pilśniowa).
Miłego dnia!