W czwartek Epizody zdobyły tytuł Bloga
Roku co znacząco wpłynęło na ilość aspiryny sprzedawanej przez mieszczącą się
koło mojego domu aptekę.
Ale po kolei:
Bloga założyłem za namową
Bojowników Joemonstera 6 września 2013.
Do tego momentu moje kontakty
z blogami były podobne do moich kontaktów z UFO. Wiedziałem, że istnieją,
ale czułkami do siebie nie machaliśmy.
Tamtego dnia miałem pewien plan. Założyć bloga, wypić kawę, wyprowadzić psa.
Tamtego dnia miałem pewien plan. Założyć bloga, wypić kawę, wyprowadzić psa.
Fragment planu "założyć bloga" miał ciąg dalszy niejasno przemykający nad "sprawić, żeby blog stał się popularny" i kończył optymistycznym
"odbierać maile od osób chcących mnie zatrudnić".
Nic z tego nie wyszło*. Przyszły dwie oferty - obie od
instytucji finansowych chcących, żebym "dołączył do ich zespołu handlowców
sprzedającyh ubezpieczenia". Podzielam opinię, że jeśli ktoś chce się
ubezpieczyć - jak najbardziej powinien to zrobić, zaś jeśli nie chce - jak
najbardziej powinno mu być wolno nie chcieć. Idea "uświadamiania ludzi, że
jutro może im się coś stać" jest... nieatrakcyjna. Wolę się dzielić z
ludźmi nadzieją, że jutro może im się nic nie stać - tak też napisałem tym firmom
proponując jednocześnie współpracę polegającą na umieszczeniu na blogu reklamy skierowanej
do osób CHCĄCYCH się ubezpieczyć, przecież takich jest całe mnóstwo. A takich,
co MUSZĄ - jeszcze więcej. Być może te osoby zechcą to zrobić przez link, jeśli
będą wiedziały, że mam z tego kasę?
No, mają się zastanowić.
Szacun dla branży finansowej -
nie tylko zauważyła mój problem, ale i pomyślała nad jego rozwiązaniem.
Blog zyskiwał na popularności w tempie, które mnie zdumiewało.
Gdy w styczniu wystartował konkurs Blog Roku, pomyślałem "i10, idź tą drogą" i wysłałem zgłoszenie. Przede wszystkim liczyłem na nowych czytelników.
Blog zyskiwał na popularności w tempie, które mnie zdumiewało.
Gdy w styczniu wystartował konkurs Blog Roku, pomyślałem "i10, idź tą drogą" i wysłałem zgłoszenie. Przede wszystkim liczyłem na nowych czytelników.
Każdy nowy prawdziwy Czytelnik, zwiększa możliwość zajęcia się tym blogiem zarobkowo. Jednak, żeby ten cel osiągnąć - to nie mogą być "martwe dusze", tylko osoby czytające nie tylko ze zrozumieniem ale i z przychylnością. Z tego powodu nie proszę Was żebyście zapraszali na
bloga wszystkich znajomych "jak leci", tylko osoby, które Waszym
zdaniem rozumieją "o czym on, (tu wstaw dowolne przekleństwo), pisze?!".
Przede wszystkim, jak byśmy
zapraszali "jak leci" - pojawiliby się hejterzy, a warto wiedzieć, że do tej
pory pojawił się JEDEN hejterski komentarz. Jeden. Ktoś napisał, że przeprasza,
ale to nie jego poczucie humoru i nie widzi w tym nic śmiesznego ani ciekawego.
Bardzo grzeczny i sympatyczny hejt.
No więc zgłosiłem Epizody do Bloga Roku a przy okazji do dwóch innych konkursów, licząc na zwiększenie liczby Czytelników. Blog Roku jest najbardziej znany, największy i ten udało się wygrać, a pozostałe dwa pewnie przegram, bo Wam o nich nie powiedziałem. Zobaczymy.
W pierwszym etapie Bloga Roku trzeba było wysyłać smsy i to płatne po złotówce plus vat. Zastanowiłem się, co może zachęcić Was do wydania złotówki na hospicjum dla sierot, bo nie chciałem podpierać się tym argumentem. Zachęci Was samo pisanie? Nie. Powinniśmy wszyscy z tego coś mieć!
No więc zgłosiłem Epizody do Bloga Roku a przy okazji do dwóch innych konkursów, licząc na zwiększenie liczby Czytelników. Blog Roku jest najbardziej znany, największy i ten udało się wygrać, a pozostałe dwa pewnie przegram, bo Wam o nich nie powiedziałem. Zobaczymy.
W pierwszym etapie Bloga Roku trzeba było wysyłać smsy i to płatne po złotówce plus vat. Zastanowiłem się, co może zachęcić Was do wydania złotówki na hospicjum dla sierot, bo nie chciałem podpierać się tym argumentem. Zachęci Was samo pisanie? Nie. Powinniśmy wszyscy z tego coś mieć!
No to obiecałem, że jeśli
dzięki Wam wyjdę na tę scenę, to powiem dwa wybrane przez Was wyrażenia, choćby
nie wiem jak były głupie. Pomysł chwycił - w sumie wydaliście osiemset
trzydzieści jeden złotych plus vat. Dzieci dostały kasę, a Epizody weszły do
finału.
Niewiele pozostawiłem przypadkowi.
Niewiele pozostawiłem przypadkowi.
Epizody wypozycjonowały się
dość wysoko w googlach z frazą "blog roku 2014". Żeby być precyzyjnym
- wyszły na pierwsze miejsce. Szkoda, że pomyliłem lata, bo "Blog Roku
2014" będzie się odbywał rok później, niż mi się wydawało, ale po wpisaniu
samego "blog roku" też byliśmy wysoko, choć niestety nie nad organizatorem
imprezy.
Zrobiłem też pewną... niespodziankę, której jeszcze nie ujawnię, bo na napisanie niniejszego tekstu mam za mało
czasu, już jest po północy.
Dzięki Waszym ponad ośmiu stówom (plus vat) byliśmy w pierwszej dziesiątce - i to na wysokiej pozycji!
Dzięki Waszym ponad ośmiu stówom (plus vat) byliśmy w pierwszej dziesiątce - i to na wysokiej pozycji!
Dalej decydowała pani
Małgorzata Rozenek, byłem przekonany, że będzie dobrze.
I było.
Równocześnie z nominacją na stronie - w skrzynce pocztowej pojawił się mail od Onetu, że Epizody są w finale i że zapraszamy na galę i że najlepiej żebym zadzwonił to dogadamy szczegóły, więc zadzwoniłem.
I było.
Równocześnie z nominacją na stronie - w skrzynce pocztowej pojawił się mail od Onetu, że Epizody są w finale i że zapraszamy na galę i że najlepiej żebym zadzwonił to dogadamy szczegóły, więc zadzwoniłem.
Tutaj wielki ukłon kieruję w
stronę ekipy organizatora a zwłaszcza Agaty i Oli. Dziewczyny działały
megasprawnie.
Dostałem mapkę, tam hotel, a tam gala, hotel zapłacony, nie
możemy ci powiedzieć, czy będzie okazja przemówić i powiedz nam i10 - NAPRAWDĘ
CHCESZ BYĆ ANONIMOWY?!
Naprawdę.
Jestem anonimowy, bo tak jest łatwiej.
Naprawdę.
Jestem anonimowy, bo tak jest łatwiej.
Nie muszę przejmować się
komentarzami do mojego wyglądu, a przecież nie bez powodu w "Komisarzu...
Meleksie" trzy razy grałem podejrzanego typa. Nie muszę się przejmować żadnymi
komentarzami osobistymi. Hejt po mnie spływa jak woda po teflonowej kaczce***, bo jedyne komentarze mogą
dotyczyć tekstu. Anonimowość jest więc przede
wszystkim wygodna (cokolwiek bym nie naplótł w wywiadach.).
Przy okazji wyjaśnię sprawę nicku, dotąd przedstawiłem sześć różnych odpowiedzi na pytanie, skąd się wziął. Prawdziwa jest ta związana z książką Jacka Londona, zainteresowanych odsyłam do bloga.
W dzień gali wstałem wcześniej, spakowałem się, wyprowadziłem psa, wsiadłem do Matiza, wysiadłem z Matiza, wróciłem do domu i zastanowiłem się "o czym ja kurcze zapomniałem?"
- Karnisz miałeś naprawić -
podsunęła Najmilsza, ale to nie było to.
Zapomniałem peruki, byłaby
lipa, aż mi się gorąco zrobiło.
Pojazd zostawiłem na parkingu
opodal dworca. Jutro zabiorę go wracając.
Dwie godziny, nic nadzwyczajnego,
jeśli nie liczyć bardzo nowoczesnej toalety, do której drzwi są przesuwającą
się ścianą. Jej przypadkowe otwarcie dało niesamowity efekt nagłego pojawienia się wśród
podróżnych faceta, który zapisuje coś siedząc na kiblu. Ogólny rechot przerwał starszy gość, miłosiernie naciskając guzik zamykający ścianę.
Podróż
W stolicy byłem zapisany na warsztaty blogerskie i tu ponowny ukłon w stronę Agaty i Oli. Kilka warsztatów było przydatnych, kilka mniej, bo Epizody nie są typowym blogiem i propozycje "pisania krótkich zdań, bo tylko takie rozumie przeciętny czytelnik" były nieprzydatne. Epizodów nie czytują przeciętni czytelnicy***. W każdym razie znakomita większość warsztatów była świetna.
Gdy w wiadrze skończyła się
kawa - skończyły się i warsztaty.
Nie wiem, jak się nazywa ta
choroba, w której pacjent ma przymus mówienia, ale wiozący mnie do hotelu
taksówkarz zaczął opowiadać odpalając auto, a skończył, gdy wysiadałem, przy
czym przerwy trwały ułamek sekundy i służyły łapczywemu nabraniu powietrza.
Poza tym mówił coraz szybciej. Prawie tak szybko jak Najmilsza. Podobieństwem
było też to, że nie wiedziałem, o co właściwie mu chodzi. W opowieści pojawił
się rząd, kryzys, Piłsudski, jakaś fabryka, napad na pociąg, stosunki damsko
męskie i sałatka ze śledzi.
- ...i on się tą sałatką
zatruł, dojechaliśmy, należy się czterdzieści złotych - tak się ta podróż i opowieść skończyła.
Hotel... było bardzo czysto. I
świetnie, że był hotel. Naprawdę schludne, czyste miejsce ze schludnymi,
czystymi, przerażającymi korytarzami oraz ze schludną, czystą, akurat zepsutą
windą. Pewnie jakiś bloger popsuł.
Limuzyna
Hotelowi recepcjoniści dali ciała.
Rozumiem blogerów, z którymi
rozmawiałem przy recepcji. Byli zestresowani. Wszystkim ośmiu wyleciało z głowy
zawołanie mnie, gdy podjedzie limuzyna. Nie wiem za to, czym byli
zestresowani oboje recepcjoniści, bo im też wyleciało to z głowy, chociaż sobie
zapisali.
Szeroko otworzyli oczy, gdy
pojawiłem się już przebrany, a przebranie było... no widzieliście. Peruka a'la
Tina Turbina po ostrym seksie i wielkie okulary na pół twarzy. Okularów nie
widzieliście, bo jak się dowiedziałem, że "limuzyna niestety już
odjechała" to zdjąłem perukę, ta zaczepiła o okulary, które spadły i się
potłukły. Zapytałem czy recepcjonista potrafi wezwać taksówkę.
- Anielewicza 6, gazem i
koniecznie zajedź pan po drodze po jakieś okulary - poprosiłem taksiarza po kilku minutach.
Musiałem mieć te okulary, bez nich wyglądałbym głupio!
W markecie, koło którego stanęliśmy przeprowadziłem Najszybszy Zakup Okularów Na Świecie. Może trwał minutę włącznie z przebiegnięciem całej hali, dopadnięciem do regału z okularami, porwaniem pierwszych z brzegu, przebiegnięciem obok ludzi stojących w kolejce do kasy, pokazaniem (w biegu) ochroniarzowi metki z ceną i wciśnięciem mu pięciu dych za okulary, które kosztowały czterdzieści, a warte były może piątaka.
Musiałem mieć te okulary, bez nich wyglądałbym głupio!
W markecie, koło którego stanęliśmy przeprowadziłem Najszybszy Zakup Okularów Na Świecie. Może trwał minutę włącznie z przebiegnięciem całej hali, dopadnięciem do regału z okularami, porwaniem pierwszych z brzegu, przebiegnięciem obok ludzi stojących w kolejce do kasy, pokazaniem (w biegu) ochroniarzowi metki z ceną i wciśnięciem mu pięciu dych za okulary, które kosztowały czterdzieści, a warte były może piątaka.
No to byłem gotowy. "Ich
strata - myślałem sobie - muszą się tłoczyć w dwadzieścia osób w jednym
samochodzie - a ja jadę sam. I w dodatku mogę drugi raz wysłuchać opowieści o
rządzie, kryzysie, Piłsudskim, jakiejś fabryce, napadzie na pociąg, stosunkach
damsko męskich i sałatce ze śledzi”.
- ...i najprawdopodobniej
zaszkodziły mu pomidory, dojechaliśmy, należy się trzydzieści złotych - w
dodatku tym razem zakończenie było bardziej optymistyczne!
Gala
Wzbudzałem uśmiechy, czy też powinienem napisać, że mój wygląd wzbudzał.
Agata i Ola z Onetu
(pozdrawiam) przydzieliły mi hostessę a ta zawiodła mnie do zdjęcia. Fotograf powiedział, że na zdjęciu muszę być sam, bo to jest zdjęcie oficjalne i nie
mogę być na nim z hostessą, a zwłaszcza z hostessą, którą trzymam na barana.
Szkoda.
Nerwy
Zero nerwów. Naprawdę.
Uważałem, że zrobiliśmy swoje, to jest nasz sukces, jeśli wygramy, to tam wejdę, a jeśli nie - napiję się wódki z
ludźmi, którzy mi powiedzą, jak na blogu zarobić pieniądze. Tak czy inaczej
będzie dobrze.
A z przemówieniem jakoś to
będzie.
Wyniki
Najmilsza mówi, że najbardziej
ją rozbawił jeden z pierwszych nominowanych (notabene autor świetnego bloga orozsądnym wydawaniu pieniędzy** - Michał), który odbierając nagrodę w podziękowaniach
powiedział:
- Występuję jako pierwszy,
więc muszę narzucić pewien trend.
Pomyślała sobie wtedy
"no, to chłopie narzuciłeś" i
zaczęła się modlić, żebym niczego nie wygrał.
Na mnie za to największe wrażenie zrobiła wypowiedź Oli prowadzącej MEGAfajnego bloga poziomeg.blogspot.com Panna wyglądająca na nieletnią
wyszła i poinformowała całą salę, że "dziękuje swojej dziewczynie". No kurczę, do tego trzeba
było mieć... odwagę. Porozmawialiśmy później i dowiedziałem się, że z tego
powodu mają sporo hejtu. Niefajnie.
Kategoria "Ja i moje
życie" była wymieniana na końcu. Startowało mnóstwo blogów, z których
każdy poruszał temat życia z jakimś Ja. A Epizody znalazły się w
trójce najlepszych. Ale czad!
Kiedy dyrektor marketingu
grupy Onet - Marcin Skowroński wyszedł na scenę i powiedział:
- ...zwycięzcą jest blog
Epizody z bezrobocia!
No co mam napisać... normalnie
zagrało mi w głowie "you are my sunshine, my only sunshine".
I przyszedł czas na dotrzymanie słowa.
Mieliśmy umowę, że wyjdę i
powiem do Was dwie frazy, na wszelki wypadek miałem te zwroty napisane na
przyklejonej do telefonu karteczce. Położyłem telefon na mównicy i
przypomniałem sobie jeszcze raz. "Szukam pracy" i "cycki
Monisi", ok. Spojrzałem na salę i nic nie
zobaczyłem, światła waliły po oczach, a ciemne okulary wcale nie poprawiały
sytuacji. Do tego w oczy i w usta
właziła mi peruka.
I właśnie DLATEGO przemówienie trochę
różniło się od tego, które przygotowałem. Było krótsze i nie zawierało
wspomnienia o Marsie. Opuściłem też mało znane norweskie przysłowie, bo uznałem
że może zostać... niewłaściwie odebrane. Kiedy próbując się nie zaśmiać zakończyłem: -...a prawdziwym powodem, dla którego tutaj jestem są
cycki Monisi - na sali zapadła cisza.
No to co!? Wy rechotaliście przed
monitorami (mam nadzieję) a śmieszność tego, co mówię nie mogła być zrozumiała
dla kogoś, kto nie czytał bloga. Nie czytał, to nie czytał, jego sprawa. Może teraz przeczyta? Jako
ciekawostkę napiszę, że marketingowcy Onetu rżeli razem z nami.
Po czym Irek Bieleninik
wyszedł i powiedział, że Epizody dostaną jeszcze jedną nagrodę.
I wtedy sytuacja się
skoplikowała, bo kurde, nie wyjdę pieprzyć o cyckach Monisi drugi raz. To by
było głupie. Norweskie przysłowie wyjęte z kontekstu staje się dość
przerażające, więc sie nie nadaje.
I się okazało, że mam kiepską
pamięć. Wiem - powinno być
"pożycz dychę" i "wyindywidualizowany bulbulator". Ale mi
przypomniały się "Imperium kontratakuje" i "w Hong-Kongu".
Prawdę mówiąc, zacząłem się
zastanawiać, co miałbym powiedzieć jeśli wyjdę jeszcze raz... co było następne? Nic nie było następne, ponieważ organizatorzy podeszli i wyciągnęli mnie z sali, a przecież oni wiedzieli, kto wygra - skoro chcą,
żebym z nimi poszedł - nie wygrają Epizody.
Rozmawiałem z czwórką
dziennikarzy. Jedna rozmowa była na dyktafon, pozostałe do kamery. W tych rozmowach użyłem kolejnych fraz z listy. Nie po kolei, tylko te, które pamiętałem. TVN-owi trafił się, o ile
pamiętam "wyindywidualizowany bulbulator", ale przyznam się, że na
koniec poprosiłem dziennikarza o zadanie jeszcze jednego pytania, bo bulbulator
przypomniał mi się w ostatniej chwili. Zdanie, które kończył było
wyjątkowo zgrabnie i mam nadzieję, że zostanie w przekazie, jednak pewności nie
mam.
A dychę spróbowałem pożyczyć od
dziennikarza serwisu internetowego zaraz na początku wywiadu.
- Ale, że dziesięć złotych? - upewnił się i wyjął z kieszeni kasę, dobry człowiek.
Afterparty
Poznałem sporo fajnych ludzi.
Blogerki, które trafiły z nami do finału okazały się wesołymi dziewczynami.
Marlena z makóweczki.pl sypała przednimi dowcipami, ladyofthehouse pokazywała
za moją głową palce na kształt rogów, a z Irkiem Bieleninikiem przegrałem
zakład, że nie uda mu się polizać w łokieć przez co musiałem przysiąc, że napiszę na
blogu, że płynem Fairy naprawdę można umyć bardzo, bardzo dużo talerzy.
Alkohol był, przekąski były,
całości przygrywała dobra houseowa nuta. Wziąłem kilka numerów, dałem
kilka numerów***, dopóki coś z tego nie wyjdzie, nie
będę o tym pisał.
A później wyszło na jaw, że najlepszym Onetowym znawcą fajnych warszawskich lokali jest Rafał.
A później obudziłem się w hotelu.
Droga do domu była ciężka.
Lżej mi było tylko dzięki temu, że w torbie miałem statuetkę zrobioną z
siedmiokilowego diamentu.
Nie zabrałem Matiza sprzed
dworca z dwóch przyczyn. Po pierwsze - nie byłem pewien promili, a po drugie z prawej
przedniej opony zeszło powietrze.
Zakończenie
To nie jest tak, że jeśli
znajdę pracę lub zacznę zarabiać na blogu to przestanę pisać. Być może Epizody
z Bezrobocia zaczną być Epizodami z Noszenia Pieniędzy w Reklamówkach, ale
nawet gdyby tak było - poza moim bezrobociem, które jest niefajne niewiele się
zmieni. Życie jest pełne absurdów i nie trzeba być bezrobotnym, żeby na nie wpadać. Jeżeli wyjdziecie z domu, podejdźcie do człowieka na ulicy, w
sklepie, w barze, porozmawiajcie to w dziewięciu przypadkach na dziesięć
zdarzy się coś niedorzecznego. Świat jest po prostu kosmicznie wręcz absurdalny.
I to jest piękne - inaczej
byśmy się nudzili.
Zyski:
Blog zrobił się znany.
Dostałem fajny aparat
i bon od Apart na tysiaka,
i nagrody, które dopiero
przyjdą pocztą, więc jeszcze nie ma o czym mówić,
i koszulkę Bloga Roku,
i flaszkę Ballantines, gdzie
zamiast etykiety z nazwą jest napisane Epizody z Bezrobocia,
i statuetkę,
i breloczek do kluczy,
i miałem kaca typu "żałuj,
że cię nie było".
Straty:
poszło mnóstwo kasy na
taksówki,
połamane okulary,
przebita opona,
zostawiona chyba w jakimś
"fajnym warszawskim lokalu" peruka, słuchawki od telefonu i... breloczek
do kluczy,
oraz kac typu "żałuj, że cię
nie było".
Nie żałujcie - byliście tam ze
mną!
Jeszcze raz: DZIĘKUJĘ!
Specjalne podziękowania kieruję do Asi, Kamili, Judyty i Adriana – aż cztery osoby robią korektę, to dlatego, że nie wiem, która z nich akurat nie śpi i wysyłam wszystkim. (Tego tekstu nikt nie sprawdził, więc prawdopodobnie przecinki są źle i... szyny są źle.)
Dziękuję Oli, która ogarnia dla mnie naprawdę wielką sprawę i jak zostanie ogarnięta to być może zostanie opisana.
RedFoxRedMusic zadbał o funkcjonowanie bloga – dzięki niemu to wszystko się kręci, wyświetla, (a jak się kilka razy kliknie pod rząd w „licznik nonkonformistów” to dzieje się... to, co się dzieje :) )
no i Najmilszej, że zawsze popiera, chociaż „nie widzi w tym nic śmiesznego ani ciekawego” :D
Specjalne podziękowania kieruję do Asi, Kamili, Judyty i Adriana – aż cztery osoby robią korektę, to dlatego, że nie wiem, która z nich akurat nie śpi i wysyłam wszystkim. (Tego tekstu nikt nie sprawdził, więc prawdopodobnie przecinki są źle i... szyny są źle.)
Dziękuję Oli, która ogarnia dla mnie naprawdę wielką sprawę i jak zostanie ogarnięta to być może zostanie opisana.
RedFoxRedMusic zadbał o funkcjonowanie bloga – dzięki niemu to wszystko się kręci, wyświetla, (a jak się kilka razy kliknie pod rząd w „licznik nonkonformistów” to dzieje się... to, co się dzieje :) )
no i Najmilszej, że zawsze popiera, chociaż „nie widzi w tym nic śmiesznego ani ciekawego” :D